Często słyszymy, jak różni entuzjaści charyzmatów twierdzą, że Duch Święty zstępując na człowieka obezwładnia go swoją mocą, bierze go w niewolę, powala.

W dzisiejszych czasach zjawisko to zdaje się być się znakiem rozpoznawczym obecności Ducha, dowodem przyjęcia namaszczenia. Na zgromadzeniach z udziałem ludzi takich jak Benny Hinn, Rod Parsley, Richard Roberts i wielu innych, staje się swoistym "znakiem firmowym" ich usługi. Nie ma nic nadzwyczajnego w tym, że Duch Święty potrafi dokonywać cudów, ale zanim uznamy jakąś praktykę za normę zamiast za cud, musimy sprawdzić, czy jako taka jest ona przedstawiona w Biblii.

I cóż tam znajdujemy? Nie znajdujemy w Piśmie nawet śladu takich praktyk. Kiedy Duch zstąpił na Jezusa podczas chrztu, Pan wyszedł z wody - nie upadł ani nie utonął! Pan Jezus ma moc uzdrawiania najpoważniejszych nawet chorób, leczy ślepotę i paraliż kończyn, a jednak nikt, kogo On dotknął, nigdy nie upadał "pod mocą". W przypadku Piotra lub Jana również nie widać, by dotykali ludzi i doprowadzali ich do upadku. W trakcie wkładania rąk nie nakazywali innym uczniom stawać z tyłu, by mogli łapać tych, którzy padali powaleni mocą. W Nowym Testamencie ludzie nie ustawiali się w szeregu czekając, aż "namaszczenie" będzie przechodzić z jednej osoby na drugą - apostołowie również tak nie czynili. Czy możecie sobie wyobrazić któregokolwiek apostoła podbiegającego do ludzi, klepiącego ich po czołach lub ustawiającego ich w kolejce do upadania na wznak? Nie było wówczas kojącej muzyki ani śpiewanych w kółko refrenów przygotowujących atmosferę namaszczenia i upadania pod mocą. Nikt nie wykrzykiwał bez końca zwrotów takich jak: "Ogień!", "Dotknij!" lub “Więcej, Panie!" Skąd więc biorą się tego rodzaju praktyki?

Osoby popierające takie działania powinny rozważyć, co tak naprawdę przypisują Duchowi Świętemu. Nie istnieje biblijny precedens "upadania pod mocą Ducha", w taki sposób, jak to ma miejsce w dzisiejszych czasach.

Jezus jest Tym, Który chrzci i namaszcza Duchem Świętym. Jedynym prawdziwym źródłem mocy jest Chrystus, a co otrzymują ludzie podczas "upadania pod mocą Ducha"? Czy takie przejawy mocy są przekonującym dowodem Bożej obecności? Ew. Jana 10:41-42 powiada, "A wielu do niego przychodziło i mówiło: Jan wprawdzie żadnego cudu nie uczynił, ale wszystko, cokolwiek Jan o nim powiedział, było prawdą. I wielu tam w niego uwierzyło."

Jan przekonywał słuchaczy nie posługując się cudami. Rzeczywiście nawracał ludzi i czynił ich naśladowcami. Ludzie wiernie kroczą w wierze poprzez poznanie prawdy (Słowa), a nie dzięki przejawom mocy. Nie potrzebujemy być "powaleni w Duchu", ale obrzezani "przez Ducha" czyli Słowo [Jan 6:63; Hebr. 4:12]. To pierwsze ma miejsce podczas ekspozycyjnego [opartego wyłącznie na tekście Pisma - red.] zwiastowania, to drugie przychodzi poprzez osobiste doświadczenie. Jedno przychodzi przez obiektywne Słowo, które uczy i przekonuje przez Ducha Świętego, drugie jest subiektywne - przez osobę dotykającą cię lub przekazującą moc. Słowo jest biblijne, ludzkie odczucie - nie.

W Starym Testamencie widzimy wiele przykładów świętych, którzy upadali na ziemię. W I Mojż. 15:12-18, kiedy Abrahama ogarnął sen, opadły go także strach i głęboka ciemność - i wcale nie było to przyjemne przeżycie. To szczególne wydarzenie przypieczętowało przymierze Boga z Abrahamem, gdy Bóg mówił o przyszłości jego potomstwa. Nie doświadczył tego żaden z potomków Abrahama. Zwróćcie uwagę, że ten fragment Biblii wcale nie mówi, iż doznanie to było przyjemne. W I Mojż. 17:3 Abraham upada na twarz, ale nie jest to opis pozbawionego woli aktu doświadczania mocy Ducha, jak twierdzą niektórzy. Abraham upadł twarzą do ziemi z własnej woli, by okazać cześć Bogu w akcie całkowicie świadomego uwielbienia.

Inne fragmenty Pisma dla porównania:

I Mojż.15, 17:1-3; Joz. 5:13-15; Ez. 1:28,43;1-5, 44:4; Mat.17:5-6; Obj. 1:7, 7:11, 11:16-17; Dz. Ap. 9.

Wiele osób opisanych w Biblii upada do tyłu, ale wcale to nie jest wyrazem błogosławieństwa! W I Sam. 4:18 Heli upadł na wznak słysząc o śmierci swoich synów oraz pojmaniu Arki i zmarł. W Iz. 28:13 prorok zwiastuje o Bożym słowie, które ma odświeżać, ale jeśli nie będzie przyjęte, stanie się sądem "aby idąc padli na wznak i potłukli się".

We wszystkich tych przykładach upadanie do tyłu (na wznak) jest znakiem sądu, a nie błogosławieństwa! W I Sam. 28:20 czytamy o Saulu, który natychmiast padł "jak długi" na ziemię, gdy usłyszał o swojej nieuchronnej śmierci z ust Samuela po spotkaniu z wróżką w En-Dor.

II Księga Kronik w rozdziale 5 opisuje Bożą chwałę napełniającą ukończoną Świątynię. Powiada: "Kapłani nie mogli ustać, aby pełnić swoją służbę, z powodu tego obłoku, gdyż świątynię Bożą napełniła chwała Pana". (w.14). Takie wydarzenie nie może stać się normą w dzisiejszym Kościele, do czego wielu dąży. To była uroczystość z okazji ukończenia budowy Świątyni. Sprowadzono Arkę, a Salomon miał zebrać kapłanów w miejscu świętym. Wewnątrz chwała manifestowała się w fizyczny sposób jako obłok, a reszta Izraela znajdowała się wciąż na zewnątrz. W II Kron. :2 i I Król. 8:11 kapłani nie mogli wejść do świątyni i wykonywać służby kapłańskiej przed PANEM ponieważ świątynia była pełna chwały PANA.

W Księdze Ezechiela 1:28 i 2:1 kapłan jest obezwładniony przez ukazaną mu wizję i upada na twarz w uwielbieniu. Święci upadają na twarz w świadomym poddaniu przed Bożą Świętą obecnością. Nie są oszołomieni i zdezorientowani, jak w dzisiejszych czasach podczas niektórych duchowych usług. W konfrontacji z prawdziwą Bożą mocą wrogowie upadają do tyłu. W 2 rozdziale Listu do Filipian Pismo powiada, że każde kolano się ugnie. Ludzie świadomi wielkości Tego, Któremu służą, upadają na twarz z własnej woli i w pełni świadomie. Ci, którzy upadają pod mocą na wznak, pozostają w buncie i brak im poddania.

Gdy Daniel spotyka anioła [Dan 10:4-11], mówi: "Lecz nie było we mnie siły; twarz moja zmieniła się do niepoznania i nie miałem żadnej siły (...) padłem na twarz nieprzytomny i leżałem twarzą ku ziemi". Daniel upadł na twarz - upadł do przodu. To nie był przypadek. Prorok Daniel otrzymał objawienie, które miało wypełnić Słowa Pisma. W czasach Starego Testamentu ci, którzy doświadczali takich przeżyć, nie byli nowonarodzeni, nie mieszkał w nich na stałe Duch Święty, a zatem objawienia takie nie mogą być uznane za normę w dzisiejszym Kościele. Jan ujrzał Jezusa uwielbionego w niebie (Obj. 1:17) i opisał to zdarzenie w następujący sposób: "Toteż gdy go ujrzałem, padłem do nóg jego jakby umarły. On zaś położył na mnie swoją prawicę i rzekł: Nie lękaj się, jam jest pierwszy i ostatni, i żyjący" Jan był pełen lęku. Nie rozpoznał Pana jako tego Jezusa, którego znał na ziemi.

A co z Saulem na drodze do Damaszku w rozdziale 9 Dziejów Apostolskich? Ci, którzy propagują "upadanie pod mocą Ducha", powołują się na doświadczenia Saula i ukazanie się Pana na drodze do Damaszku w Dz. Ap. 9:3-4 jako biblijnego poparcia swojej teorii. Saul jako niewierzący był na drodze do następnej zbrodni. Został powalony na ziemię przez światło ("Szechina" - chwała) i miał objawienie Chrystusa. Kiedy Saul upadł, nikt go nie dotykał i nie było tam nikogo, kto by mógł go złapać. Biblia nie opisuje dokładnie, w jaki sposób upadł Saul, lecz przekład grecki Pisma wskazuje, że upadł na ziemię z własnej woli. Jezus nie ukazał się po to, aby powalić Pawła na ziemię. Nie pozwolił także Pawłowi pozostać na niej, lecz rzekł: "wstań i idź do Damaszku." Pamiętajcie, że Saul nie był w tym czasie zbawiony, więc zdarzenie to nie może w żadnym wypadku być używane za przykład do naśladowania dla wierzących ludzi w dzisiejszych czasach. Paweł całkowicie świadomie rozmawiał z Panem. W Dz. Ap. 26:14, wspominając to zdarzenie oświadcza, że wszyscy, którzy byli z nim widzieli światło i upadli na ziemię, lecz tylko on słyszał głos [22:9]. Aż tak mocny bodziec był potrzebny, by przykuć uwagę Pawła, gdy szedł swoją drogą zabijać chrześcijan. Ci, którzy byli z Pawłem, upadli także, ale byli niewierzący i w takim stanie pozostali. A zatem, wydarzenie to - łącznie z upadaniem na ziemię (upadanie pod mocą Bożą) - nie może być używane jako argument uznający je za znak duchowego błogosławieństwa, jak to się powszechnie dziś wyznaje.

W przykładach zarówno staro- jak i nowotestamentowych , człowiek znajdujący się pod działaniem mocy nie ma w sobie Ducha, który przebywa w nim na stałe. W chwili aresztowania Jezusa [Ew. Jana 18:4-6] Pan objawił swoją moc w szczególny sposób. Dał się poznać żołnierzom, którzy mieli go aresztować, a oni "cofnęli się i upadli na ziemię". Jezus najpierw objawił się wypowiadając swoje boskie imię "Ja jestem" i wyraźnie pokazując im, po kogo przyszli. Dał się im poznać, a wówczas upadli na ziemię pod sądem. Ci pogańscy grzesznicy upadli na wznak. Ale wcale nie doświadczyli objawienia, nie otrzymali namaszczenia ani nie przeżyli nawrócenia. Po prostu powstali i aresztowali Jezusa. Nie dokonała się w nich żadna zmiana - nadal byli wrogami Jezusa. Co ciekawe, żaden z naśladowców Jezusa nie upadł na ziemię podczas aresztowania. Nie jest więc to z pewnością wydarzenie mogące stanowić wzór do naśladowania dla Kościoła. Ci, którzy praktykują ten widowiskowy rytuał upadania "pod mocą Ducha" w dzisiejszych czasach, albo zaprzeczają biblijnym faktom, albo je lekceważą - byle tylko przeżyć coś, o czym nie ma nawet wzmianki w Nowym Testamencie.

Nawet w "Słowniku ruchów zielonoświątkowych i charyzmatycznych" napisane jest: "Nie ma tu wzmianki o Duchu [Jan 18:1-6], a Jan nie opisuje relacji pomiędzy Duchem, mocą i Jezusem. Tekst ten pozostaje zagadką, zwłaszcza że Jan nie podaje żadnego wytłumaczenia, ani nie opisuje skutku ich upadku.

Wygląda na to, że ci, którzy pozostają w stanie buntu przeciwko Bogu, upadają w Biblii na wznak. Może to być także znakiem w czasach dzisiejszych - nie znakiem błogosławieństwa, lecz braku poddania Jego Słowu. Jest więc znakiem sądu. Twierdzenie, że Bóg czyni "nową rzecz" nie ma żadnego precedensu w Biblii. Niektórzy próbują usprawiedliwić i obronić te praktyki czerpiąc z tekstów znajdujących się w Starym Testamencie i wyrywając je z ich pierwotnego kontekstu. Opierają się na kilku wydarzeniach z Dziejów Apostolskich, ale nikt nie może uczynić z nich normy dla Kościoła (wierzących) w dzisiejszych czasach.

Moc jest raczej po to, aby ludzi podźwignąć, a nie powalić i odrzucić. Przy bramie zwanej Piękną Piotr powiedział do niewidomego: "srebra i złota nie mam, ale w imię Jezusa POWSTAŃ i chodź". Wielu z tych na nowo namaszczonych wyznawców mocy nie jest w stanie powiedzieć tych słów, gdyż właśnie srebro i złoto posiadają w obfitości. Moc Boża podnosi ludzi, a ci, którzy są powalani na ziemię i drżą, nie są owładnięci Duchem Świętym, lecz często jako ludzie opętani przez demony potrzebują uwolnienia. Nie reagują tak na znak otrzymania Bożej mocy, ale raczej potrzebują Bożej mocy, by tę reakcję przerwać.

Wiele osób podróżuje z nabożeństwa na nabożeństwo, aby otrzymać namaszczenie od namaszczonego pośrednika, który dysponuje mocą. Jaki jest sens w tym, że kogoś powala się na ziemię, podnosi i powtarza ten rytuał osiem razy? Czy jeden raz nie wystarczy, by otrzymać namaszczenie? O co chodzi w tym doświadczeniu? Na kim skupiona jest uwaga? Przecież mamy nie koncentrować swej uwagi na naczyniu, ale na Panu, który używa i naczyń i instrumentów. Czyż jedno namaszczenie, które udzielane zostaje ludziom, nie wystarczy? Czy też może dzieje się to na pokaz?

Zdarza się, że upadający ludzie padają jeden na drugiego, jak samochody podczas karambolu na autostradzie. Ludzie powalani są na ziemię w stylu przypominającym sztuki walki. Takie zachowanie w żaden sposób nie przynosi chwały Bogu. Sztuka walki, energia chi, guru wkładający ręce na ludzi (jak w okultyzmie) i wreszcie powalający ich na ziemię. Są tutaj podobieństwa, których nie wolno ignorować. Któż jest w stanie poprzez słowo, dotyk lub wyciągnięcie ramion bądź wskazanie palcem przekazać moc, która powali kogoś na ziemię? Kiedy telewizyjni ewangeliści dmuchają na ludzi - ci upadają. Ale gdy Chrystus tchnął na swoich uczniów, ci nie upadli. Ludzie nie upadali, gdy dotykał ich Jezus. Bóg nie udzielił tego rodzaju mocy żadnemu człowiekowi. Zgodnie z przekazem Biblii Duch przychodził nieoczekiwanie. Duch zwany jest Pocieszycielem i Pomocnikiem, podobnie jak Jezus. Jezus odchodząc powiedział, że przyśle nam kogoś takiego jak On Sam. Zadanie Ducha Świętego miało polegać na zastąpieniu Jezusa w ciele poprzez zamieszkanie we wszystkich wierzących i wprowadzenie ich w społeczność z Bogiem. Pytanie, jakie powinniśmy postawić, brzmi: czy Pan Jezus popełniał jakiś błąd lub miał niedobór mocy? Jeśli nie, to dlaczego Duch miałby działać w taki sposób, skoro ma wskazywać na Jezusa? Czy taka jest natura Jezusa, czy też to działa obca Jemu siła? Jak może człowiek, który przejawia Jego moc, powalać ludzi na ziemię? Jak to możliwe, że ta sama osoba, która właśnie upadła pod wpływem jego dotknięcia, jest później obejmowana przez tego samego człowieka i utrzymuje się na nogach? Któż zatem kontroluje całą sytuację, jeśli te rzeczy dzieją się na skinięcie ręki lub słowo jednego człowieka? Dlaczego wydarzenia takie mają miejsce tylko podczas dużych konferencji i zgromadzeń, a nie w codziennym życiu?

Charles Hodge - jeden z największych teologów - miał powiedzieć na ten temat: "Nie ma w Biblii nic, co by mogło prowadzić nas do uznania tych cielesnych emocji jako oczywistych dowodów religijnych przeżyć. Takie doświadczenia nie towarzyszyły ani kazaniom Chrystusa, ani jego apostołów. Nie słyszymy o wybuchach płaczu, omdleniach, drgawkach czy bełkocie podczas zgromadzeń, w których uczestniczyli. Oczywiste jest, że głośny krzyk i konwulsje nie są spójne z ich nauczaniem, a zatem powinno się ich pochwalać. Nie mogą pochodzić z Boga, ponieważ on nie jest źródłem zamieszania" (C. Hodge p. 80 1851).

Owocem Ducha jest powściągliwość. Pytanie, jakie powinni sobie zadać ci, którzy są otwarci na nowe doświadczenia, brzmi: czy Bóg ma dla mnie doświadczenie, które nosi w sobie aspekt ofiary i charakter Ducha? Czy On chce, bym postępował przeciwnie do Jego natury i tego, czego próbuje mnie uczyć? Ef. 5:18-19 powiada: "bądźcie pełni Ducha, rozmawiając ze sobą przez psalmy i hymny, i pieśni duchowne, śpiewając i grając w sercu swoim Panu". To jest wciąż aktualny nakaz, mamy być stale pełni Ducha. Czy jednak duchowa pełnia ma być stale odczuwalnym fizycznym doświadczeniem? Nie. Paweł mówi, że pełnia Ducha oznacza powściągliwość, radość, pieśń. Przeciwieństwem prawdziwego biblijnego napełnienia Duchem jest brak samokontroli, padanie na ziemię. Widzimy tu KONTRAST. Biblijna definicja duchowej pełni znaczy dla nas po prostu poddanie się i życie pod Jego kontrolą. Przeciwieństwem jest znajdowanie się poza kontrolą jak kukła na ziemi, pijana i niczego nieświadoma. Paweł mówi, by być pełnym Ducha to być pełnym powściągliwości i samokontroli. Być pełnym znaczy poddać się Panu i Jemu oddać władzę nad naszym życiem. On chce, byśmy wykonywali Jego dzieło świadomie, a nie jako ludzie powaleni, głusi i otumanieni. Napełnienie Duchem nie powoduje takich samych skutków jak działanie napojów alkoholowych - wręcz przeciwnie. Jeśli by tak było, ludzie napełnieni radością przychodziliby do kościoła na dużym rauszu. Wielu ludzi twierdzi, że właśnie taka jest radość Pana, ale radość Pana jest naszą siłą, a nie słabością, nie sprawia, że ludzie nie są w stanie podnieść się z podłogi.

Istnieje cały system motywacyjny przygotowujący człowieka do tego tak zwanego "duchowego przeżycia". Najpierw pojawia się oczekiwanie na tego typu zdarzenie, autosugestia, że upadnę. Ludzie są otwarci na tego typu doświadczenie będąc oswojeni z myślą, że dowodem zstąpienia Ducha na nich będzie fizyczny upadek i traktują to jako wydarzenie pochodzące od Boga. W swoich umysłach są otwarci na to, by potraktować takie przeżycia jako dowód Bożego działania. A zatem gdy ktoś dotknie ich lub wskaże palcem - podporządkują się. Jeszcze jedna rzecz, którą należy wziąć pod uwagę, to presja otoczenia, by podporządkować się temu, co się dzieje i czego się oczekuje. Oczekuje się, że osoba stojąca w gronie innych także upadnie. Ci, którzy nie upadną, czują się zakłopotani, widząc innych leżących na ziemi. Obawiają się też, że zostaną uznani za ludzi nie duchowych, boją się oceny innych. Upadanie w odpowiednim momencie staje się efektem wyuczonej metody. Wiele osób przyznaje później, że upadło na ziemię tylko po to, by nie rozczarować mówcy. Inni upadają w nadziei, że to da im doświadczenie, jakiego nigdy wcześniej nie przeżyli. Jeszcze inni utrzymują, że upadli pod mocą Bożą.

Musimy także rozważyć możliwość, że jeśli to doświadczenie jest prawdziwe, może być czymś niewypowiedzianie niebezpiecznym dla uczestników - że mamy do czynienia z mocą demonów. Wiele osób zajmujących się zagadnieniami okultystycznymi w fałszywych religiach odkrywa, że "upadanie pod mocą Ducha" nie jest zjawiskiem nowym. Taka moc jest obecna w hinduizmie. Żona Sziwy-niszczyciela - Kali - znana jest również jako Szakti - moc. Gdy guru dotyka czoła swoich wyznawców, ci mogą upaść na ziemię, śmiać się, trząść lub doświadczać ekstatycznych objawień, nirwany lub oświecenia. Istnieje wiele pogańskich praktyk, takich jak "szaktipat" (przekaz energii) przez hinduskich guru, który obserwowany z boku wygląda dokładnie jak "upadanie pod mocą Ducha". Jedyna różnica polega na tym, że hinduskie praktyki pojawiły się jako pierwsze, poprzedzając współczesne praktyki wielu zielonoświątkowców. Sekty opisują również Ducha jako moc. Bruce R. McConkie, apostoł i autorytet Kościoła Mormonów pisał: "Duch Boga, który emanuje z Bóstwa, może być przyrównany do elektryczności". (Doktryna Mormomów, str. 752-53). Czyż nie to samo słyszymy od tych, którzy doświadczają takich manifestacji?

Jedynym sposobem odróżnienia prawdy od fałszu jest próba. Jezus otrzymał największe namaszczenie, a jednak gdy modlił się o ludzi - ci nie upadali. Także sam Jezus nie upadł, gdy doświadczył namaszczenia. Duch łagodnie zstąpił na Niego w postaci gołębicy. Zjawisko upadania i podobne praktyki są obce Pismu. Czy Duch Święty może być rozrzucany wokół jako siła? Ten duch idzie tam, dokąd każe mu iść osoba, która o tym decyduje. Zgodnie z Biblią to my mamy się poddać i iść tam, dokąd kieruje nas Duch, a tu mamy do czynienia z czymś przeciwnym. Jezus nauczał że Duch Święty idzie dokąd chce. To On wybiera, w jaki sposób będzie poznany w sercach wierzących i żaden człowiek nie ma prawa decydować, gdzie On spocznie. W Ew. Jana 3:8 czytamy: "Wiatr wieje dokąd chce i szum jego słyszysz, ale nie wiesz skąd przychodzi i dokąd idzie. Tak jest z każdym, kto narodził się z Ducha." Nikt nie wie, skąd przychodzi Duch i dokąd idzie. Duch przyrównany jest do wiatru. Ci, którzy dostępują namaszczenia zdają się mówić Duchowi dokąd ma iść i wiedzą, dokąd pójdzie wkrótce i co On lub "to coś" uczyni. Zastanówcie się, moi przyjaciele! Skąd biorą się te doświadczenia? Nawet apostołowie ich nie przeżywali! Co to za moc, która działa? Gdzie jest jej źródło? Pamiętajcie, że Duch jest samym Bogiem, który wszystko we wszystkim wypełnia. Gdziekolwiek obecność Ducha pojawiała się w Starym Testamencie, dotykała wszystkich, lecz dzisiaj osoba zawiadująca tą mocą stoi mocno na nogach, podczas gdy inni uczestnicy owych zjawisk padają na ziemię. Czy tylko ci kaznodzieje są odporni na działanie owej mocy?

Biblia nakazuje nam, abyśmy te moce sprawdzali. Dojrzali chrześcijanie badają duchy; niemowlęta, słabi i cieleśni chrześcijanie unikają sprawdzania [Hebr. 5:13-14] z powodu naiwności lub braku poczucia bezpieczeństwa i chcą uniknąć poznania prawdy. Skutek będzie taki sam dla wszystkich, którzy nie strzegą swoich dusz. Upadają wskutek niszczących i niebiblijnych nauk, które ranią ich własne chrześcijaństwo i świadectwo. Tak jak mówienie językami traktowane jest jako dowód obecności Ducha, podobnie i upadanie pod mocą także wyszło poza granice Biblii. (...)

Alan Morrison z Diakrisis Publications (...) rozpoznaje w tej ukrytej mocy (...) starą sztukę hipnozy, praktykowaną przez Antona Mesmera (1734-1815). "Jak zauważył jeden z badaczy okultyzmu, zjawisko definiowane obecnie jako hipnoza wywodzi się z praktyk uzdrawiającej wiary Mesmera na przełomie osiemnastego i dziewiętnastego wieku. (James Webb, the Occult Establishment Open Court 1976, s.352)"

Właściwie można by nazwać Mesmera ojcem upadania pod mocą Ducha, gdyby nie fakt, że był on czystym okultystą. Mesmer twierdził, że odkrył zjawisko, które nazwał magnetyzmem zwierzęcym. Interesując się ESP [1] pisząc doktorat z astrologii wykorzystał naukowe podejście badając duchowe kontakty i transe poprzez magnetyzm zwierzęcy (fluid magnetyczny) . "Odkrył, że ożywienie nieznanych mocy w człowieku pomaga mu uzyskać wgląd w prawdy wszechświata zakryte przed większością ludzkości zasłoną niewiedzy". Napisał on w swojej rozprawie doktorskiej i powtórzył w serii pism, że w fałszywych twierdzeniach można odkryć rdzeń prawdy, gdy interpretuje się je przy pomocy takich nauk jak astrologia, alchemia, onejromancja [2], przepowiadanie przyszłości.

Potem wyjaśniał to zjawisko poprzez magnetyzm zwierzęcy. Inne osoby znajdujące się pod wpływem Mesmera to Samuel Hanneman - ojciec homeopatii [3]. Phineas B.Quimby, który także był mesmerystą, jako pierwszy zainicjował korzystanie z duchowych mocy nazywając ją nieznaną energią a później mocą umysłu. Poprzez tę moc uzdrowił Mary Baker Eddy, która później założyła sektę zwaną Christian Science (Nauka chrzescijańska).

Helena Blavatsky, medium i matka teozofii, czytała dzieła Mesmera, które dały jej podstawy mistycyzmu. Nazwa metody ewoluowała od "mocy okultystycznej" do "hipnozy". Gdy przyjrzeć się temu uważnie, różnice są ledwie zauważalne. John Weldon w swojej książce Psychic Forces and occult Shock pisze na str. 255: "W rzeczywistości wszystkie zjawiska okultystyczne występujące w mesmeryzmie występują także w hipnozie". Wygląda na to, że korzeniem nowoczesnej hipnozy jest mesmeryzm. Martin Ebon, powszechnie szanowany jako autorytet okultystyczny, połączył ze sobą oba zjawiska: "Mesmeryczny lub hipnotyczny trans zbliżony jest do transu mediumistycznego". Praktyki Mesmera trudno odróżnić od tego, co praktykuje się w niektórych charyzmatycznych odłamach współczesnego Kościoła. "Mesmer poruszał się majestatycznie odziany w szatę koloru blado-liliowym przesuwając dłonie nad ciałami pacjentów lub dotykając ich długą żelazną różdżką. Skutki były rozmaite. Niektórzy pacjenci nie odczuwali nic, niektórzy odczuwali mrowienie, innych opanowywał histeryczny śmiech, drgawki lub atak czkawki. Niektórzy popadali w trans hipnotyczny, który nazywano 'przesileniem' zwiastującym rychłe wyzdrowienie." (R. Cavendish, The magical arts RKP 1984 str. 180). Świadectwa mówią, że ludzie ci czuli się dobrze, odczuwali odświeżenie, ulgę i doświadczali poczucia zdrowia. Wyobraźcie to sobie - te same zachowania i objawy w wykonaniu niewierzących. Zastanawiające!

Dr Fritjof Capra, profesor fizyki na uniwersytecie w Berkeley i zwolennik ruchu New Age, powiada: "Szamani używali od stuleci technik terapeutycznych, takich jak grupowa psychodrama, analiza marzeń sennych, sugestia, hipnoza, wyobrażanie sterowane (wizualizacja) oraz psychoterapia, zanim narzędzia te zostały ponownie odkryte przez nowoczesną psychologię". (The Turning Point p. 337, 1982)

Kierując się poszukiwaniem błogosławieństwa odrzucili prawdę, przyjmując nadnaturalne doświadczenie. Nie jest to doświadczenie biblijne, choć być może nadnaturalne. Otwierając się na nie otworzyli się na zwiedzenie, gdyż przyjęli to przeżycie nie sprawdzając go. Jak na ironię, ludzie poszukując błogosławieństwa porzucili prawdę na rzecz nadnaturalnego doświadczenia bez sprawdzenia źródła i poszukiwania biblijnych dowodów. Czy Biblia gdziekolwiek ukazuje ludzi ustawiających się w szeregu podczas niedzielnego zgromadzenia, aby mogli otrzymać moc przekazywaną przez namaszczoną osobę? Nie ma czegoś takiego jak "kanały" czy "generatory", w których płynie Jego moc. Jezus zawsze jako jedyny chrzcił Duchem Świętym, nie potrzebujemy żadnego innego pośrednika. Jezus jest naszym przykładem do naśladowanie. Gdy Pan został namaszczony, Duch zstąpił na niego w postaci gołębicy, a nie dzikiego zwierzęcia np. nosorożca. Ci, którzy uczestniczą w takich praktykach, muszą rozważyć, jakie cechy przypisują Duchowi Świętemu. W Biblii nie znajdujemy zasady "przekazywania Ducha" i musimy zastanowić się, skąd biorą się takie przeżycia. Nie wykluczamy, że Bóg może kogoś obezwładnić swoją obecnością, zakwestionować jednak trzeba takie przeżycia, gdy stają się one codzienną praktyką w kościele i uznawane za dowód działania Ducha.

Benny Hinn nazywany jest przez niektórych duchowym fanatykiem, co nie jest niczym nowym. Marcin Luter rozpoczynając reformację powiedział, że za jego czasów była pewna grupa kaznodziejów, która pomieszała swego własnego ducha z Duchem Świętym "myślą, że Duch Święty wypełnia ich po brzegi". Jan Kalwin ostrzegał: "fanatyzm, który umniejsza znaczenie Pisma, na korzyść otrzymania natychmiastowego objawienia sprzeciwia się każdej zasadzie chrześcijaństwa. Bo gdy pysznią się wyniośle duchem, zawsze wówczas mają skłonność do odrzucania Słowa Bożego, aby uczynić miejsce dla własnej fałszywej nauki".

Zaprawdę starotestamentowe słowa proroka Ozeasza brzmią dziś tak samo prawdziwie, jak wówczas:

"LUD MÓJ GINIE, GDYŻ BRAK MU POZNANIA, PONIEWAŻ ODRZUCIŁ POZNANIE" [Oz. 4:6]

Kiedy przeżycie zastępuje biblijną wiedzę, znaczy to, że odrzuciliśmy Boże standardy. Poznanie może być bolesne, gdy poddaje nas naprawie, ale koszt będzie znacznie wyższy, gdy podążymy za fałszywą nauką, która charakteryzuje się tym, że jest łatwa do przyjęcia i kojąca dla tych, którzy odrzucają prawdę.


Tłumaczenie: Małgorzata Klecka

Przypisy tłumacza:

1. ESP - extrasensory perception - postrzeganie pozazmysłowe (bez udziału zmysłów fizycznych), przedmiot zainteresowania parapsychologii wraz z innymi zjawiskami, takimi jak: psychokineza, jasnowidzenie, prekognicja, telepatia.
2. Interpretacja marzeń sennych
3. Medycyna New Age.