Ostatnio rozmawiałem z pewnym bratem i on powiedział coś ważnego: że jeżeli pragniemy przeżywać chrześcijaństwo w mocy, to musimy sobie pewne rzeczy jasno powiedzieć. I chcę was dzisiaj zapytać, sprowokować do rozważania na kilka tematów. Być może wielu z was zastanawia się, dlaczego po pewnym czasie nasze chrześcijaństwo nie jest już takie, jak kiedyś? Nazywamy to często problemem "powrotu do pierwszej miłości". Dlaczego nie jest tak jak wtedy, gdy się nawróciłem, gdy chodziłem nad ziemią, gdy chciało mi się fruwać, gdy dostawałem od Pana Słowo dzień w dzień. On prowadził, On zaopatrywał i było tak, że chciałem o tym mówić wszystkim i dziwiłem się, dlaczego oni nie rozumieją, co ja do nich mówię. A ja chciałem ogłosić to, co usłyszałem i co zmieniło moje życie.

A teraz jestem kilka lat po nawróceniu, może kilkanaście, i to wszystko jakby straciło impet. Chciałbym, żebyśmy się mogli modlić o głód - o to, żeby Bóg coś zmienił, bo z jednej strony będzie potrzebna decyzja i opowiedzenie się za pewnymi sprawami, a z drugiej strony coś, co Bóg chce zrobić w nas. A że chce, to napisał w swoim Słowie.

Chcę dzisiaj mówić o radykalnym chrześcijaństwie. To, co zrobił Jezus na krzyżu, czego obrazem jest Wieczerza, to była najbardziej radykalna rzecz, jaką Bóg uczynił dla każdego z nas. On posłał swego Syna na krzyż. I chce nam powiedzieć, że radykalne dzieła są pochodną radykalnego chrześcijaństwa. Może to oczywiste, ale radykalne chrześcijaństwo wynika z radykalnych decyzji. Nie jest ono łatwe, ale jest proste. Zacznijmy od fragmentu z ewangelii Jana 6:47-69

"Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, kto wierzy we mnie, ma żywot wieczny. Ja jestem chlebem żywota. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i poumierali; tu natomiast jest chleb, który zstępuje z nieba, aby nie umarł ten, kto go spożywa. Ja jestem chlebem żywym, który z nieba zstąpił; jeśli kto spożywać będzie ten chleb, żyć będzie na wieki; a chleb, który Ja dam, to ciało moje, które Ja oddam za żywot świata.

"Wtedy sprzeczali się Żydzi między sobą, mówiąc: Jakże Ten może dać nam swoje ciało do jedzenia? Na to rzekł im Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, jeśli nie będziecie jedli ciała Syna Człowieczego i pili krwi jego, nie będziecie mieli żywota w sobie. Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, ten ma żywot wieczny, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Albowiem ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, we mnie mieszka, a Ja w nim. Jak mię posłał Ojciec, który żyje, a Ja przez Ojca żyję, tak i ten, kto mnie spożywa, żyć będzie przeze mnie. Taki jest chleb, który z nieba zstąpił, nie taki, jaki jedli ojcowie i poumierali; kto spożywa ten chleb, żyć będzie na wieki.

"To mówił, gdy nauczał w synagodze w Kafarnaum. Wielu tedy spośród uczniów jego, usłyszawszy to, mówiło: Twarda to mowa, któż jej słuchać może? A Jezus, świadom, że z tego powodu szemrzą uczniowie jego, rzekł im: To was gorszy? Cóż dopiero, gdy ujrzycie Syna Człowieczego, wstępującego tam, gdzie był pierwej? Duch ożywia. Ciało nic nie pomaga. Słowa, które powiedziałem do was, są duchem i żywotem, lecz są pośród was tacy, którzy nie wierzą. Jezus bowiem od początku wiedział, którzy są niewierzący i kto go wyda. I mówił: Dlatego powiedziałem wam, że nikt nie może przyjść do mnie, jeżeli mu to nie jest dane od Ojca.

"Od tej chwili wielu uczniów jego zawróciło i już z nim nie chodziło. Wtedy Jezus rzekł do dwunastu: Czy i wy chcecie odejść? Odpowiedział mu Szymon Piotr: Panie! Do kogo pójdziemy? Ty masz słowa żywota wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Chrystusem, Synem Boga żywego."

Od razu kilka słów do osób, którzy są tu pierwszy czy drugi raz. Jeżeli tak jest, to znaczy, że Ojciec was pociąga. A werset 47 mówi "Zaprawdę powiadam wam, kto wierzy we mnie ma żywot wieczny". Musisz się na nowo narodzić, a będziesz miał żywot wieczny już teraz. Bo Ojciec cię pociąga do Syna i jeśli oddasz mu swoje życie, narodzisz się na nowo i będziesz w Królestwie Bożym.

Jezus przypomina o wędrówce Izraela przez pustynię. Mówi, że ojcowie jedli mannę na pustyni i poumierali. I to jest jeden z wielu fragmentów, które mówią o tym, że to, co Izrael przeżył w drodze do ziemi obiecanej było zapowiedzią tego, co my przeżywamy w drodze do Górnego Jeruzalem. I mówi, że ojcowie jedli mannę na pustyni. Dostawali ją codziennie, i dlatego że dostawali pokarm od Boga, mogli dotrzeć do celu. I dokładnie tak samo jest z nami - do celu nie dojdziemy, jeśli nie będziemy mieli codziennie pokarmu od Boga, i jeśli nie będziemy go spożywać.

Jezus mówi o sobie, że jest prawdziwym pokarmem i napojem, a od spożywania tego pokarmu zależy życie wieczne, trwanie w Nim i Jego trwanie w nas - jak wynika z czytanego tekstu. Ewangelia Jana 15:4 mówi dokładnie o tym samym:

"Trwajcie we Mnie, a Ja w was, jak latorośl sama z siebie nie może wydawać owocu, jeśli nie trwa w krzewie winnym, tak i wy, jeśli we Mnie trwać nie będziecie".

Jezus w 6 rozdziale Ewangelii Jana mówi również o tym, że musimy wydawać owoc. Bez wydawania owoców jako wyniku trwania w Nim, to wszystko nie ma sensu. Niedawno słyszeliśmy w jednym z kazań, że winnica nie jest zakładana tylko po to, żeby sobie stała - ona ma wydawać owoce. Kościół również nie jest zakładany tylko po to żeby sobie był - coś ma z tego wyniknąć. Ten, który założył Kościół, będzie nas rozliczał. Jezus mówi, że chleb będzie dany na krzyżu za życie świata. A więc moment, w którym on to mówi to jedna rzecz, a ten chleb będzie dany za kilka dni na krzyżu. To jest Jego Ciało złamane na krzyżu. Wynika stąd, że "spożywanie Ciała Jezusa" i "picie Jego krwi" ma istotne znaczenie dla naszego rozwoju, dla naszego zbawienia i dla wydawania owocu. A więc dla całego naszego życia duchowego.

W związku z tym pytanie: Co to znaczy "spożywać ciało i pić krew"? Od razu krótka dygresja. Czytając cały ten fragment w sposób dosłowny, dojdziemy do absurdu. Bo okaże się, że jeśli będziemy dosłownie rozumieć ciało, dosłownie krew i dosłownie żywot, to się okaże, że ci, którzy spożywają dosłowne ciało i piją dosłowną krew, mają zagwarantowaną dosłowną nieśmiertelność, a ci, którzy tego nie robią, powinni masowo umierać [dosłownie]. Ponieważ tak nie jest, interpretacja literalna odpada.

Jezus sam o tym później mówi: "Nie o taki chleb chodzi jak spożywali ojcowie wasi." W wersecie 63 czytamy, że "Duch ożywia, ciało nic nie pomaga". A więc mamy karmić się Jezusem w sposób duchowy, i od tego będzie zależało dosłownie wszystko. Słowa, które wypowiedział Jezus - musicie się karmić, musicie pić, musicie Mnie spożywać - to była twarda mowa. Czytamy, że większość uczniów od tej chwili zawróciło i nie chodziło z Nim. Wcześniej było ich wielu. Lecz w pewnym momencie usłyszeli coś tak radykalnego, że większość z nich powiedziała: Dosyć!

Czy Jezus zaczyna za nimi biegać i mówić: "Nie odchodźcie, Ja nie to chciałem powiedzieć, nie zostawiajcie mnie!"? Nic z tego. Spokojnie zwraca się do pozostałych dwunastu: "Czy i wy chcecie odejść?" On wie, co mówi. I doskonale widzi, którzy zawrócą, a którzy nie. Apostołowie wiedzą, że nie ma innej alternatywy i dlatego mówią: "Do kogóż pójdziemy? Przecież Ty masz słowa żywota".

Te same stwierdzenia, to samo Słowo pada dzisiaj wobec wierzących - wobec tych, którzy nie tylko się nawrócili, ale chcą być również uczniami. Wobec Kościoła, który jest Oblubienicą. Posłuchajcie tego, co Bóg mówi do nas dzisiaj: Jeżeli nie będziecie się Mną karmić, to zginiecie tutaj, na pustyni. Duch ożywia, a ciało nic nie pomaga. Żadne cielesne metody zbliżenia się do Boga nie mają sensu. Cokolwiek by to było, jakkolwiek byśmy tego nie nazwali, to Duch ożywia, a ciało nic nie pomaga.

I jeszcze jedno bardzo mocne stwierdzenie: "Są wśród was tacy, którzy nie wierzą". Dokąd uciekniemy przed alternatywą, którą Jezus nam daje? W której grupie jesteś? W tej, która zawróci, usłyszawszy twardą mowę, czy w tej, która stoi przy Jezusie mimo wszystko i mówi: "Panie przecież Ty masz słowa żywota, do kogóż pójdziemy?"

Przyszła mi do głowy taka myśl: mamy czasy ostateczne i sito się zagęszcza. Jezus zapowiedział odsiew w Kościele. Nadchodzą takie czasy i takie pokusy i takie zwiedzenia, że wielu odpada. Nie wiemy, ilu powie, że już nie chce chodzić z Panem, ilu zawróci. Ważne jest, aby każdy z nas został w tej grupie, która powie: ,,Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa żywota". Jeżeli chcemy być w tej drugiej grupie, która będzie relatywnie nieliczna w stosunku do wszystkich, którzy odeszli, to musimy przedsięwziąć radykalne kroki.

Niektórzy są gotowi pokonać wiele kilometrów, żeby dostać się na przykład do tzw. uzdrowicieli. Są gotowi iść na piechotę, wynajmować autokary, pokonywać wiele, wiele kilometrów po to, żeby przyjść do kogoś, kto się nad nimi pomodli, żeby zostali uzdrowieni. Jeśli ten, który się modli, jest rzeczywiście mężem Bożym i żyje radykalnym chrześcijaństwem, to był gotów kiedyś zapłacić cenę. Dlatego jego modlitwie i jego życiu towarzyszy moc. Natomiast większość z tych, którzy wynajmują autokary, woli zapłacić pieniądze za autokar, woli zmęczyć się i iść piechotą wiele kilometrów niż zapłacić tę cenę, którą on ponosi - bo tak jest wygodniej!

I dlatego Bóg stawia nas przed wyborem - wygodne chrześcijaństwo albo radykalne chrześcijaństwo. Jeżeli będziesz wygodny, to być może dotrwasz jakoś, ale potem dowiesz się, że Panu nie chodziło o "jakoś". Przez jakiś czas będzie wygodnie, ale potem będzie strasznie. A jeżeli zdecydowałeś się zapłacić cenę, wtedy okaże się, że twojemu życiu i twojej modlitwie towarzyszy to, co towarzyszyło pierwszym chrześcijanom. Ludziom, którzy byli gotowi stracić wszystko dla Pana.

Nie wiem czy wiecie, że pierwsi chrześcijanie to byli ludzie, którzy nie gonili za światem. Oni nie robili spektakli w telewizji, reklam na murach, koncertów muzyki chrześcijańskiej, żeby przyciągnąć świat na swoje ewangelizacje. Głosili słowo w takiej mocy i działy się tam takie rzeczy, że ludzie ze świata zabiegali, żeby się tam dostać. Niedawno czytałem klika tekstów o historii wczesnego chrześcijaństwa. W pewnym okresie [podczas srogich prześladowań Kościoła] katechumen musiał czekać na chrzest kilka lat. Jeśli wytrwał, to czekał i uczył się, a Kościół go obserwował. Dopiero wtedy, gdy on swoim życiem pokazał, że naprawdę się nawrócił, przyjmował chrzest i stawał się członkiem Kościoła. Dlaczego? Dlatego, że wtedy chrześcijaństwo było nielegalne, a każdy, kto się nawracał, musiał rezygnować prawie ze wszystkiego. Niektórzy nawet ze swoich zawodów.

Jeśli był gotów zapłacić tę cenę, to była szansa, że zniesie prześladowania za swoją wiarę. My nie cierpimy prześladowań. Otaczają nas pokusy. To nie boli tak bardzo w ciele.

Radykalne chrześcijaństwo to "spożywanie" Jezusa codziennie. To "pożeranie" Jezusa tak, jakbyśmy nie mogli się Nim nasycić. To tak, jakby brakowało nam powietrza. Ile dni jesteście w stanie wytrzymać bez jedzenia? A ile minut bez powietrza?

Może niektórzy przestali już w to wierzyć, ale Słowo Boże mówi, że możesz wrócić do takiego stanu, że będziesz "opychać się" Jezusem, będąc blisko Niego. To jest możliwe. Słowo Boże tak mówi. Czy pamiętacie, jak mówiliście kiedyś do kogoś: "świata poza Tobą nie widzę"? Swoją drogą - małżonkowie, jak często do siebie tak mówicie? To osobny temat, ale pamiętajcie o czułości. Czy chcielibyście tak mówić do Jezusa: "Jezu, świata po za Tobą nie widzę"? Czy przypadkiem nie jest teraz odwrotnie? Czy świat nie przesłania nam Jezusa?

Czy pamiętacie te wieczorne spacery z oblubieńcem czy oblubienicą? Pamiętacie, jak chodziliście za rękę? Pamiętacie, jak nie chcieliście się rozstawać, jak spóźnialiście się na ostatnie autobusy? Ja się spóźniałem. Powiem takie krótkie świadectwo, za pozwoleniem mojej żony. Za czasów, kiedy chodziliśmy ze sobą, ja byłem takim romantykiem, że brałem psa na spacer i szedłem na drugie osiedle po to, żeby zobaczyć, czy ona się w oknie nie pokaże.

Czy jesteśmy w stanie tak modlić się, tak chodzić za Jezusem, wyglądać Go, czy On się nie pokaże? On tego chce. A może jesteśmy po prostu znudzeni kolejnymi próbami dojścia do Jezusa według ciała. Zamiast pochłaniać Go codziennie, tylko próbujemy - może tak, a może tak, a może tak się pomodlę, a może inaczej.

"Rozkoszuj się Panem, a da ci ,czego życzy sobie serce twoje". [Ps. 37:4]

Rozkoszuj się Panem i wtedy będziesz miał to, czego życzy sobie serce twoje. Dlaczego? Dlatego, że gdy się zaczniesz rozkoszować Panem, pragnienia twego serca zaczną się zmieniać. Gdy się zaczniesz rozkoszować Panem, wtedy twoje serce będzie pragnęło rzeczy, które są Jemu miłe. I co wtedy zaczniesz robić? Zaczniesz się modlić zgodnie z wolą Bożą. A wtedy da ci Pan to, czego życzy sobie serce twoje. Słowo Boże mówi "Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan". Dlaczego nie użyć tego w tym miejscu? Skosztuj Jezusa i zobacz, jak jest dobry. Skosztuj Go. Wyjdź do Niego. I zacznij przychodzić do Niego z ufnością. Zacznij przychodzić do Niego od nowa. I niech w twoim sercu stanie się coś takiego, co spowoduje głód. Zobaczysz, co się będzie działo. To jest sprawdzone.

To nie jest kwestia emocji, nastawienia się na jakieś emocje. To jest kwestia decyzji. Ja przychodzę i ja trwam. Pamiętacie, jaką postawę i jakie nastawienie do modlitwy miał Dawid. Warto zobaczyć. To jest postawa, której często nam brakuje:

"Boże! Tyś Bogiem moim, ciebie gorliwie szukam, Ciebie pragnie dusza moja; Tęskni do ciebie ciało moje, Jak ziemia zeschła, spragniona i bezwodna. Tak wyglądałem ciebie w świątyni, By ujrzeć moc twoją i chwałę twoją, Gdyż lepsza jest łaska twoja niż życie. Wargi moje wysławiać cię będą. Tak błogosławić cię będę, póki życia mego, W imieniu twoim podnosić będę ręce moje. Dusza moja nasyca się jakby szpikiem i tłuszczem, A usta moje będą cię wielbić radosnymi wargami. Wspominam cię na łożu moim, Rozmyślam o tobie podczas straży nocnych, Bo byłeś mi pomocą. I weseliłem się w cieniu skrzydeł twoich. Dusza moja przylgnęła do ciebie, Prawica twoja podtrzymuje mnie" [Ps. 63:2-9]

Popatrzcie: Dusza moja pragnie Ciebie, dusza moja nasyca się Tobą, dusza moja przylgnęła do Ciebie. Tak może być! Możesz nasycać się Jego obecnością. Twoja dusza nasyci się niby szpikiem i tłuszczem do woli. Ale poświęć Mu ten czas, zrezygnuj z filmu po wiadomościach. Najczęściej jedno z drugim po prostu się nie miesza. Kiedyś ktoś powiedział "śmieci na wejściu, śmieci na wyjściu". Jeżeli się karmimy śmieciami to na pewno one nie pomogą nam w przeżywaniu Bożej obecności. To tez jest pewien rodzaj ceny. Dawid miał coś, co dzisiaj, w dzisiejszym kościele jest coraz rzadsze. On przychodził do Boga w bojaźni - jest to cudowne uczucie, jest to wspaniałe uczucie - bojaźń Boża. Współczesny Kościół troszkę tę bojaźń wykrzywił, troszeczkę spłycił i sprowadził ją do szacunku. Ale ci, którzy pisali o takich modlitwach wiedzieli, co to jest. Bojaźń Boża jest to przyjście do Pana w zachwycie, w drżeniu, w pragnieniu poznania Go, z całą świadomością tego, kim On jest. A słowo Boże obiecuje wspaniałe rzeczy tym, którzy się Boga boją, w taki dobry, głęboki sposób.

Bóg nie jest tyranem. W pierwszym liście Jana jest napisane, że prawdziwa miłość usuwa bojaźń, ale chodzi tu o bojaźń człowieka, który jest grzesznikiem i drży przed karą. Jeśli jesteś człowiekiem wierzącym, zbawionym, jeśli krew Jezusa cię obmywa i nie boisz się w tej chwili kary wiecznej, to przyjdź w bojaźni, która się Bogu podoba i weź to, co Słowo Boże obiecuje ludziom modlącym się w taki sposób. A co obiecuje Słowo?

"Lecz jak wysoko jest niebo nad ziemią, tak wielka jest dobroć jego dla tych, którzy się go boją"

"Jak się lituje ojciec nad dziećmi, Tak się lituje Pan nad tymi, którzy się go boją"

"Lecz łaska Pana od wieków na wieki Dla tych, którzy się go boją, A sprawiedliwość jego dla synów ich synów" [Ps. 103:11,13,17]

Przeczytajmy Psalm 25:14

"Społeczność z Panem mają ci, którzy się go boją, On też obwieszcza im przymierze swoje".

To może być dla nas odkrycie - dla mnie już jest.

W Przypowieściach Salomona jest napisane, że bojaźń Pańska jest początkiem poznania. Z tego wynika prosta rzecz. Jeśli się Boga nie boimy, to jeszcze nawet nie zaczęliśmy Go poznawać. A więc zacznijmy się Go bać w odpowiedni sposób.

"Anioł Pański zakłada obóz wokół tych, którzy się go boją, i ratuje ich. Skosztujcie i zobaczcie, że dobry jest Pan: Błogosławiony człowiek, który u niego szuka schronienia! Bójcie się Pana, święci jego! Bo niczego nie brak tym, którzy się go boją. Lwięta cierpią niedostatek i głód, lecz tym, którzy szukają Pana, nie brak żadnego dobra. Pójdźcie synowie, słuchajcie mnie! Nauczę was bojaźni Pańskiej!" [Ps. 34:8-12]

Ktoś może powiedzieć: No dobrze, ale to są jakieś starotestamentowe teksty, a przecież Jezus powiedział, że jesteśmy jego przyjaciółmi - już nie sługami, ale przyjaciółmi, więc dlaczego kaznodzieja tyle mówi o bojaźni? Pierwsza uwaga: całe Słowo Boże jest natchnione i pożyteczne do nauki. Stary i Nowy Testament jest dla nas. A po drugie, nie wolno nam zapomnieć o jednym: że jesteśmy przyjaciółmi Króla. KRÓLA. Wyobraźmy sobie taką prostą rzecz. Król, ziemski król, niech to będzie dla ułatwienia Kazimierz Wielki, wyciąga swoje berło i mówi do nas: "Jesteś od dzisiaj moim przyjacielem, będziesz jadł u mojego stołu. Człowiek głupi najprawdopodobniej stanie i powie: "Wiesz, Kazik, mam parę dobrych pomysłów" i zacznie w imieniu króla robić różne rzeczy. W imieniu króla to, w imieniu króla tamto. Jest mało prawdopodobne, żeby dożył pierwszego posiłku u stołu królewskiego. Był taki człowiek, który w imieniu króla usiłował robić własne plany, nazywał się Haman. Przeczytajcie księgę Estery, zobaczycie jak skończył.

Współcześni chrześcijanie mają tendencje do spoufalania się z Panem. Właśnie dlatego że, ogłosił się naszym przyjacielem. A człowiek mądry, kiedy król mu powie "Jesteś od dzisiaj moim przyjacielem" odpowie: "Dziękuję królu, Będę Ci służył i będę Ci wierny jeszcze bardziej niż przedtem". Potem pobiegnie do domu i powie swojej żonie "Słuchaj, król mnie wywyższył, będę jadł u jego stołu razem z rodziną. To cudowne, będę mu służył jak nigdy dotąd". Patrzcie, jaka różnica. Jesteśmy przyjaciółmi wielkiego Króla. Dawid miał wspaniałą postawę w czasie modlitwy. Dawid miał bojaźń Bożą. Czy my jesteśmy w innej sytuacje niż Dawid? Tak. W lepszej. Wyobraźcie sobie, jesteśmy w lepszym położeniu niż Dawid. A czasami tak trudno nam się modlić tak, jak on. Przeczytam wam z fragment z listu do Hebrajczyków.

"Wy nie podeszliście, bowiem do góry, której można dotknąć, do płonącego ognia, mroku, ciemności i burzy ani do dźwięku trąby i głośnych słów, na których odgłos ci, którzy je słyszeli, prosili, aby już do nich nie przemawiano; nie mogli, bowiem znieść nakazu: Gdyby nawet zwierzę dotknęło się góry, ukamienowane będzie. A tak straszne było to zjawisko, iż Mojżesz powiedział: Jestem przerażony i drżący.

"Lecz wy podeszliście do góry Syjon i do miasta Boga żywego, do Jeruzalem niebieskiego i do niezliczonej rzeszy aniołów, do uroczystego zgromadzenia i zebrania pierworodnych, którzy są zapisani w niebie, i do Boga, sędziego wszystkich, i do duchów ludzi sprawiedliwych, którzy osiągnęli doskonałość, i do pośrednika nowego przymierza, Jezusa, i do krwi, którą się kropi, a która przemawia lepiej niż krew Abla. Baczcie, abyście nie odtrącili tego, który mówi; jeśli bowiem tamci, odtrąciwszy tego, który na ziemi przemawiał, nie uszli kary, to tym bardziej my, jeżeli się odwrócimy od tego, który przemawia z nieba" [Hebr. 12:18-25]

"Przeto okażmy się wdzięcznymi, my, którzy otrzymujemy królestwo niewzruszone, i oddawajmy cześć Bogu tak, jak mu to miłe: z nabożnym szacunkiem i bojaźnią. Albowiem Bóg nasz jest ogniem trawiącym" [Hebr 12:28-29]

Pierwsza rzecz, na która chce zwrócić uwagę. Zobaczcie, jaka jest różnica. Ci, którzy słyszeli to, co Bóg obwieszczał na Synaju, byli przerażeni i drżący. Może nam przydałoby się przeżyć coś takiego? Bo nasz Bóg jest Bogiem niesamowitym. My tej niesamowitości nie przeżywamy. Jakby nam troszkę spowszedniała. Dlatego musimy wołać o to, byśmy mogli przeżywać ją na nowo. Bo my podeszliśmy do czegoś więcej niż oni. Do Jezusa, pośrednika nowego przymierza, który jest w uwielbionym ciele, do krwi, która przemawia lepiej niż krew Abla. A na końcu jest napisane, że oddawać mamy Bogu cześć tak jak Mu to jest miłe, czyli z nabożnym szacunkiem i bojaźnią. A więc bojaźń to nie jest to samo, co szacunek.

W Nowym Przymierzu jest coś cudownego. Jest bezpośredni przystęp do Boga. Bezpośredni. A więc jak mamy "spożywać ciało i krew"? Jak mamy się karmić Jezusem na co dzień? Jeszcze jeden fragment z Listu do Hebrajczyków:

"Mając więc, bracia, ufność, iż przez krew Jezusa mamy wstęp do świątyni drogą nową i żywą, którą otworzył dla nas poprzez zasłonę, to jest przez ciało swoje, oraz kapłana wielkiego nad domem Bożym, wejdźmy na nią ze szczerym sercem, w pełni wiary, oczyszczeni w sercach od złego sumienia i obmyci na ciele wodą czystą; trzymajmy się niewzruszenie nadziei, którą wyznajemy, bo wierny jest Ten, który dał obietnicę; i baczmy jedni na drugich w celu pobudzenia się do miłości i dobrych uczynków, nie opuszczając wspólnych zebrań naszych, jak to jest u niektórych w zwyczaju, lecz dodając sobie otuchy, a to tym bardziej, im lepiej widzicie, że się ten dzień przybliża.

"Bo jeśli otrzymawszy poznanie prawdy, rozmyślnie grzeszymy, nie ma już dla nas ofiary za grzechy, lecz tylko straszliwe oczekiwanie sądu i żar ognia, który strawi przeciwników. Kto łamie zakon Mojżesza, ponosi śmierć bez miłosierdzia na podstawie zeznania dwóch albo trzech świadków; o ileż sroższej kary, sądzicie, godzien będzie ten, kto Syna Bożego podeptał i zbezcześcił krew przymierza, przez którą został uświęcony, i znieważył Ducha łaski!

"Znamy przecież tego, który powiedział: Pomsta do mnie należy, Ja odpłacę; oraz: Pan sądzić będzie lud swój. Straszna to rzecz wpaść w ręce Boga żywego. Przypomnijcie sobie dni poprzednie, kiedy po swym oświeceniu wytrwaliście w licznych zmaganiach z utrapieniami, czy to, gdy byliście wystawieni publicznie na zniewagi i udręki, czy też, gdy wiernie staliście przy tych, z którymi się tak obchodzono. Cierpieliście bowiem wespół z więźniami i przyjęliście z radością grabież waszego mienia, wiedząc, że sami posiadacie majętność lepszą i trwałą.

"Nie porzucajcie więc ufności waszej, która ma wielką zapłatę. Albowiem wytrwałości wam potrzeba, abyście, gdy wypełnicie wolę Bożą, dostąpili tego, co obiecał. Bo jeszcze tylko mała chwila, a przyjdzie Ten, który ma przyjść, i nie będzie zwlekał; a sprawiedliwy mój z wiary żyć będzie; lecz jeśli się cofnie, nie będzie dusza moja miała w nim upodobania. Lecz my nie jesteśmy z tych, którzy się cofają i giną, lecz z tych, którzy wierzą i zachowują duszę" [10:19-39.]

To jest Nowy Testament. To tam jest napisane, że Bóg jest miłością. On się nie zmienił. Przeczytajmy podany przez Niego instruktaż. Po pierwsze: jest droga do Miejsca Najświętszego. Najprostsza rzeczą, jaką można zrobić, to po prostu wejść na tą drogę. Wejść na tę drogę to znaczy uwierzyć Jezusowi, że On wyjdzie na twoje spotkanie, bo słowo Boże mówi: "Zbliżcie się do niego, a On zbliży się do was". Jeżeli cokolwiek zostanie pobudzone dzisiaj w tobie, to zaufaj Jezusowi, że pomimo tego, co przeżywasz od jakiegoś czasu, mimo kryzysów, mimo problemów to jest możliwe, On nadal czeka.

Jeżeli czujesz się jak syn marnotrawny, wejdź na tę drogę - zobaczysz, że On czeka. Będziesz oglądał rzeczy wielkie. Nie będziesz musiał jeździć gdziekolwiek, bo to tu mogą się dziać uzdrowienia. To tu się mogą dziać wskrzeszenia. To tu się mogą dziać napełnienia Duchem Św. tam gdzie jest lud Boży, radykalny lud Boży. Mamy jasno określone warunki, jak wejść na tą drogę. Ze szczerym sercem. Bóg zna Twoje serce, moje serce, wszystkich nas, lepiej niż my wie, co tam jest. I dlatego psalmista mówi: "Zbadaj mnie, Panie i doświadcz, podaj próbie nerki i serce moje".

W pełni wiary zaufaj Jezusowi. Po prostu Mu zaufaj. Wiara nie jest magią. To jest ufność. Ufność wielkiemu Bogu, który stworzył niebo i ziemię. Jest taki psalm, w którym jest napisane, że pomoc nadejdzie od Pana, który stworzył niebo i ziemie. Od takiego Pana mamy wspomaganie.

"Oczyszczeni w sercach od złego sumienia". Nic się przed Bogiem nie ukryje. Ale wyznaj Mu grzech. Powiedz Mu, że chcesz inaczej od dzisiaj, że chcesz przychodzić i karmić się Nim, że chcesz przychodzić do Jego stołu codziennie, żeby był twoim chlebem powszednim. Nie ma takiej możliwości, żeby Bóg nie wysłuchał tej modlitwy, bo to jest obiecane, że wysłucha.

Nawracamy się, wchodzimy do Królestwa Bożego i mamy tu wytrwać. Mamy dojść, jak apostoł Paweł mówi: "Biegu dokończyłem, wiarę zachowałem".

"I obmyci na ciele wodą czystą". To jest coś, czego być może do końca nie rozumiemy, ale jest napisane, że w chrzcie jesteśmy wzbudzani w moc Bożą [List do Kolosan]. Chrzest nas nie zbawia, ale daje nam coś, co pozwala nam wejść na drogę. Bo w chrzcie jesteśmy pogrzebani z Chrystusem [List do Rzymian]. Trzymajmy się więc niewzruszenie nadziei. Idź do Pana. Idź z Nim na spacer. Powiedz Mu, że masz już tego dosyć. Powiedz Mu, że masz dość bylejakości, że masz dość takiego chrześcijaństwa, w którym nie ma mocy, które jest takie sobie, a ty oglądasz na kasetach niesamowite rzeczy i tęsknisz za nimi. Dlaczegóż to się dzieje gdzie indziej, a nie w Krakowie?

Ale to się nie będzie działo, dopóki my nie podejmiemy radykalnych decyzji. Bo ludzie, którzy działają w mocy Bożej, radykalnie się zmienili, a potem radykalnie się modlili. Trzeba zapłacić cenę, bo chrześcijaństwo to nie klub towarzyski. To nie jest tak, że dostajesz kartę członkostwa i na podstawie tej karty robisz wszystko, co ci się podoba, bo dostałeś kartę i tam jest napisane "Jezus". Nic z tego. Do końca, do samego końca, Jezus cały czas mówi: zaprzyj się samego siebie. I nie na darmo na samym końcu tego fragmentu autor tak się rozpisuje na temat grzechu, nie na darmo. I to są bardzo mocne słowa. Dlatego, że radykalne chrześcijaństwo wymaga również radykalnej postawy wobec grzechu. Naprawdę radykalnej. Jeżeli masz Ducha Świętego, to On będzie ci mówił, że coś jest nie w porządku.

A tutaj jest napisane, że jeżeli rozmyślnie grzeszymy to już nie ma dla nas ofiary za grzechy. Rozmyślnie w oryginale oznacza dobrowolnie, a grzeszymy to znaczy powtarzamy, trwamy w grzechu. Tu nie jest napisane "jeśli zgrzeszymy" lecz "jeśli dobrowolnie grzeszymy". To jest trwanie w grzechu. Świadome i dobrowolne, bez próby walki. Jeżeli trwamy w takim grzechu to jesteśmy w trudnej, bardzo trudnej sytuacji. I trzeba czym prędzej zawrócić. Bo jeżeli możesz jeszcze pokutować, jeżeli jest taka nadzieja, jeżeli możesz jeszcze wrócić do Pana, to wróć. Jest napisane, że On cię oczyści od wszelkiej nieprawości. Ale dzisiaj Kościół nie może sobie pozwolić na tolerowanie grzechu.

Dzisiejszy chrześcijanin nie może sobie pozwolić na tolerowanie grzechu, bo cały zaczyn się zepsuje. Pierwsi chrześcijanie byli bardzo radykalni. Ktoś mi kiedyś powiedział: "No dobrze, w porządku. Koryntianie są też nazywani świętymi, a popatrzcie, co jest opisane w piątym rozdziale I listu do nich. Jest napisane, że żyli z żonami swoich ojców i nazywają się świętymi, mimo takich grzechów. Może z nami nie jest tak źle, w końcu nie robimy takich rzeczy?". Lecz dalej jest napisane: "Wyłączcie takiego spośród siebie, nawet nie jadajcie z nim".

To nie jest tak, że Bóg chce teraz radykalnych postaw wobec grzechu twojego sąsiada. Nie. On mówi do ciebie. To jest radykalne chrześcijaństwo. I w wyniku takiego radykalnego chrześcijaństwa pojawi się radykalna moc Boża. Bóg przychodzi do takich ludzi, którzy chcą się Nim "opychać", którzy chcą Go "pochłaniać", którzy są tak "żarłoczni", że mówią: "Panie nie puszczę Cię, Panie przychodzę do ciebie jeszcze raz i nie puszcze Cię teraz, aż będę wiedział ze jesteś blisko, aż będę twoją cudowną obecnością nasycony."

Wtedy będę mógł powiedzieć, że jestem człowiekiem wierzącym. Moje słowa będą miały moc. Kiedyś jechałem samochodem z bratem Jackiem, który jeszcze wtedy nie był człowiekiem wierzącym. On mi wtedy rzucił wyzwanie na temat mojego chrześcijaństwa: "Pokaż legitymację!"

Dobrze, że ta "legitymacja" chodzi z nami, bo nie można jej zgubić. Ale z drugiej strony to przecież my sami, to nasze życie, owoc w naszym życiu, moc Boża - to jest "legitymacja". Jest napisane, że Królestwo Boże nie zasadza się na słowie, ale na mocy. Otrzymamy tę "legitymację", o ile jesteśmy gotowi zapłacić za nią cenę. O ile pragniemy przemiany. O ile pragniemy odnowienia. O ile słowo Boże wzbudziło w tobie wiarę, że przyjdziesz do Pana i doznasz tych wszystkich rzeczy i wreszcie coś się zmieni.

Amen.